Kontrola w DPS-ie w Czarnowie
(aut. Milena Orłowska - Gazeta Wyborcza 12.12.2006; dps.pl 19.12.2006)
Księgowa kisiła kapustę, a opiekunki kopcowały marchewkę - opowiadają byli pracownicy Domu Pomocy Społecznej w Czarnowie. Dyrektor zaprzecza...
- Nie chcemy ujawniać nazwisk, pokazywać twarzy - mówią byli pracownicy dziennikarzom "Gazety" i Telewizyjnego Kuriera Mazowieckiego. - W Gostyninie i okolicach wszyscy się znają. A pan dyrektor ma wpływy.
Chodzi o Ignacego Cicholca, dyrektora Domu Pomocy Społecznej w Czarnowie, zawiadującego także placówkami w Gostyninie, Rogożewku i Sannikach. I o niedopuszczalne praktyki, które - jak wynika z relacji naszych rozmówców - wprowadzał w podległych mu jednostkach.
- Przy domu pomocy w Czarnowie jest gospodarstwo pomocnicze, ponad 40 ha. Do jego obsługi dyrektorowi wystarczają... trzy etaty. Bo do pracy w polu zmusza pracowników domu pomocy - opowiadają byli pracownicy. Według nich, kiedy trzeba było podlewać sadzonki, pielić warzywa, kopać ziemniaki, z podopiecznymi - 75 niepełnosprawnymi osobami, zostawała jedna opiekuna (w domu) i jedna rehabilitantka (w świetlicy). - Bo wszyscy szli w pole - wspominają i kontynuują: - Podopiecznymi nie miał się kto zająć, a w polu ryły dziewczyny z wyższym wykształceniem. Księgowa kisiła kapustę. Konserwator kopcował marchew. Ludzie bali się sprzeciwić dyrektorowi, w okolicy trudno o pracę. A zwierzchnicy szefa DPS-u o nic nie pytali, wystarczyło, że koszty funkcjonowania były niskie.
Dom w Czarnowie podlega gostynińskiemu starostwu. Starosta Jan Baranowski zapewnia, że o przymusowej pracy w polu pracowników DPS-u nie słyszał. - Kilka lat temu dotarł do mnie sygnał, że ktoś nie był zatrudniony w gospodarstwie, a musiał pielić ziemniaki - przyznaje. - Ale to nas nie zaniepokoiło, czasy są takie, że w pracy trzeba robić wszystko.
Radna pierwszej kadencji rady powiatu gostynińskiego (także prosi o anonimowość) pamięta, że pracownicy DPS-ów zasypywali ją skargami na dyrektora Cicholca. - Twierdzili, że są szykanowani, zastraszani, że dyrektor potrafi kogoś wyrzuć z dnia na dzień bez podawania przyczyny, że w domach pomocy pracuje dwóch synów dyrektora - wylicza. - Ale kontrole zarządzane przez powiat wypadały pomyślnie.
- Ignacy Cicholc to bardzo dobry dyrektor - twierdzi starosta Baranowski. - Może i faktycznie, w jego domach są problemy ze stosunkami międzyludzkimi. Ale praca w DPS-ie jest bardzo ciężka. Może nie wszyscy zatrudniani zdawali sobie z tego sprawę...
- Byli pracownicy mnie nie lubią, bo dużo wymagam - wtóruje mu sam Cicholc. I dodaje: - Na pierwszym miejscu stawiam podopiecznego.
Dyrektor zaprzecza, jakoby pensjonariusze jego domu mieli zostawać bez należytej opieki. - W ubiegłym roku rehabilitantki podlewały z podopiecznymi sadzonki pod folią. Ale to przecież sama przyjemność. I były akcje zbierania ziemniaków. Wisiało zaproszenie w korytarzu, kto chciał to przychodził, bez przymusu. Potem były ogniska. Pewnie moi pracownicy i dziś chętnie wzięliby udział w takich wykopkach, ale już tego nie robimy, żeby nie było niejasności.
Dyrektor przyznaje się do zatrudniania synów, dodaje jednak, że to świetni fachowcy. I podkreśla: - Świetnie sobie radzimy i koszt utrzymania pensjonariusza w naszym domu jest najniższy w regionie, nieco ponad 1,4 tys. zł miesięcznie.
Starosta Baranowski po rozmowie z dziennikarzami zapowiedział jednak w Czarnowie pilną kontrolę.